Ostatnie kilka dni - nie sa mo wi te. Wszystko zaczelo sie, gdy wsiadlem na prom na wyspe Mindoro, piwo San Miguel z zaloga, morskie opowiesci. Nastepnie w Roxas - "noclegi od 400pesos (10$), nie ma nic tanszego". Bylo. Wspaniala rodzina, ktora z roznych stron swiata po wielu latach wrocila na Filipiny. Wspaniali ludzie co chwile organizujacy jakies imprezy dla miejscowych dzieciakow, piekny dom, ciekawe opowiesci. Razem spedzilismy czas do 3 rano i niestety do jeepneya do San Jose (skad mialem plynac do Coron) zostaly tylko 3 godziny. 3 godziny przespane na lozku wodnym (!) - w zyciu bym nie pomyslal, ze bede na czyms takim spal, a juz tym bardziej na Filipinach. Rano szybka pobudka, kapiel i czekanie na jeepneya, klasycznie juz spoznionego. Cena byla wysoka (9$), ale wszyscy argumentowali to ciezka droga. I mieli racje, zdjecia sa tylko z samej koncowki, gdy po 10 godzinach (220km) dojezdzalismy do celu, natomiast wczesniej, kiedy jeepney zakopal sie na 2 godziny aparat przywalony byl sterta innych rzeczy i koszykami z kogutami. W San Jose okazalo sie, ze banca (dluga, waska lodka z plywakami z bambusow po obu stronach) odplywa pojutrze. Dwa dni minely dosc szybko i przyjemnie w gronie miejscowych. Wyplywac mielismy o godzinie 6 rano. o godzinie 23.45 wpadl do mnie Pinoy, z ktorym przyjechalem do San Jose i zaczal krzyczec, ze "szybko, szybko, banca odplywa za 15 minut". Skad wiedzial, ze akurat tam mieszkalem i jak mi sie udalo w 15 minut sapakowac wszystkie wywalone rzeczy oraz przedostac sie jakies 8km dalej - nie wiem. Koniec koncow, mimo ze start zostal przesuniety o szesc godzin wstecz - wyplynelismy o 5 rano. Po 10 godzinach uprzyjemnionych rzyganiem kilku malych dzieciakow dotarlismy do Coron Island, jednego z najbardziej znanych spotow nurkowych jezeli chodzi o wreck diving.
Pierwszego dnia na 3 godziny wypozyczylem motor i pojechalem "gdzies", gdzie byly krowy, wiecej krow, byki, byki, ktore mnie atakowaly i jeszcze wiecej bykow. Na wyspie nie ma czegos takiego jak znaki, wiec transport na wlasna reke jest praktycznie pozbawiony sensu, ale mimo wszystko przyjemnie jezdzilo sie gdzies. Noc spedzilem na bance. Juz w trakcie rejsu zgadalem sie z Ate Neene (szefowa :) ), ze moge tam na kilka dni zamieszkac.
Rano poszedlem do Discovery Divers (lubimy) i zgadalem sie z nimi apropos nurkowania. Powiedzialem, ze nie mam doswiadczenia, mialem astme, ale leczylem wiec chce sprobowac, zeby zobaczyc co i jak. Umowa byla, ze zejdziemy na 3 metry, zobaczymy jak oddycham, sciaganie maski i inne podstawowe cwiczenia, a potem jesli wszystko bedzie ok - zejdziemy nizej. Do wrakow byla godzina plyniecia wypelniona niesamowitymi opowiesciami. Bylo nas 5 - Filipinczyk, ktory sterowal banca, 2 szwajcarskich instruktorow, ktorzy odkryli kilka fajnych miejsc nurkowych, sprzedawca perel i ja. Na miejscu mialem osobistego instruktora, zeszlismy na 3 metry, cwiczenia zrobilismy bardzo szybko i potem powoli z kolejnymi nowymi cwiczeniami schodzilismy nizej. Bardzo nisko :) 28 metrow robi wrazenie. Wrak japonskiego statku z drugiej wojny swiatowej byl niesamowity!!! Po 30 minutach spowrotem na powierzchni. Kolejny wrak po 3 godzinach - 40 minut pod woda na glebokosci do 22 metrow, wrak przewalony na burte, przedziwne ryby, min. stonefish i scorpion fish - ponoc dosc niebezpieczne :] ogolnie rewelacja. Dzien przepelniony wrazeniami, a dla mnie najwazniejsze jest to, ze zadnych problemow z astma juz nie ma :]]] czyli za rok divemaster hehe.
Dzisiaj mialem wyplynac o godzinie 7 rano, ale po kolej przekladano na 9, 13, 17, a teraz na 21, wiec w koncu znalazlem chwile na uzupelnienie strony.
I jeszcze raz wieeelkie dzieki dla wszystkich, ktorzy od czasu do czasu napisza do mnie jakiegos maila :]