Chiny. Pierwszy raz czuje sie naprawde sam. Nikt nie gada po angielsku, ale w przeciwienstwie do ludzi w poprzednich panstwach, NIKT nie chce nawet sprobowac sie dogadac. Boja sie byc niezrozumiani. Wszystko, co dzieje sie dookola, tak jakby nie dotyczylo mnie, jestem w innym swiecie, niz ludzie mnie otaczajacy.
Kolejna sprawa - jestem dla nich wieksza atrakcja, niz Angkor Wat dla mnie. Jestem na przedluzeniu palca wskazujacego prawie kazdego Chinczyka, ktory mnie mija. Przyjechalem do duzego chinskiego miasta z oczekiwaniem, ze zobacze chociaz kilku obcokrajowcow, jakis wplyw kultury wietnamskiej. Zastalem natomiast totalnie hermetyczne chinskie spoleczenstwo, ludzie, dla ktorych niewobrazalnym jest wyjechac w podroz. Troche przykre, bo sami sie ograniczaja.
A tak swoja droga palenie jest wielokrotnie zdrowsze, niz bycie chinczykiem mieszkajacym w miescie.