Z Flower Village pojechalismy w gory - do miejscowosci Sapa, w poblizu ktorej zyja tzw. "black people". Nazwa bierze sie stad, ze od najmlodszych lat farbuja ubrania na kolor czarny, przez co wszyscy maja czarne rece.
Pierwotnie chcielismy isc na jednodniowy trekking o godzinie 7-8 rano, ale ze wzgledu na mgle zaslaniajaca totalnie wszystko, wyszlismy po 9. Przez okolo 10km, towarzyszyly nam "czarne" dzieci wraz z rodzicami, ktore chcialy nam sprzedac drumle, torebki, naszyjniki. Mimo to przez cala droge prowadzilismy z nimi konwersacje w jezyku angielskim - skad jestesmy, ze nie tedy droga, jak sie nam podoba, co oni/one robia, itp. (naprawde dobrze mowia po angielsku, mimo, ze kazdy uczy sie samemu), a dopiero na samym koncu, po kilku godzinach padly slowa "very cheap, special price for you, my friend". Gdzies juz to slyszalem.
Wieczorem ponownie w ncny pociag i o 6 rano bylismy spowrotem w Ha Noi, skad za dwa ni ruszam do Chin.