Jestesmy w Rishikesh. Spodziewalem sie komercji, ale nie w takim stopniu - na kazdym kroku szkoly Yogi, gdzie kasuja grube dolars, a wszystko robione jest pod bialych. Raczej ciezko jest znalezc tam mlodych indyjskich adeptow tego pieknego sportu/filozofii/sposobu zycia/sposobu bycia. Jesli ktos jest naprawde zainteresowany wtajemniczeniem sie w yoge, wedlug mnie, powinien poszukac innego miejsca.
Poza tym miasteczko jest wcisniete miedzy gory i przeciete na pol nitka, jeszcze malego, Gangesu. Caly dzien zlecial nam na lazeniu miedzy sklepami, sklepikami, sklepiczkami, sklepiskami, straganami itd., a pod wieczor samemu juz, poszedlem na brzeg rzeki, gdzie zalapalem sie na rytualne obmycie oraz puszczanie ogni na wodzie. Tego mi trzeba bylo. 4.00 rano nastepnego dnia spadamy dalej.