Pustynia, jezeli chodzi o temperature, okazala sie niczym w porownaniu z Delhi . 40sto stopniowy upal, polaczony ze 100% wilgocia naprawde sprawial, ze sie nie chcialo. Wieczorem, gdy temperatura byla juz mniej nieludzka, poszlismy na spacer. Po 10 minutach trafilismy na hinduska msze z muzyka (przypominalo ta bhangre), jedzeniem, tancem. Bylismy wieksza atrakcja dla nich, niz oni dla nas, co przelozylo sie na cieple przyjecie - wyladowalismy tanczac na srodku kaplicy wraz z najzacniejszymi babciami/dziadkami :] Dostalismy kwiaty, miseczki ze specyficznym jedzeniem... no dzialo sie :]
Nastepnego dnia mielismy do wykonania mission impossible - pojechac do ambasady Bhutanu i przekonac ich, ze chca nas wpuscic do swojego zapomnianego panstwa za darmo (gwoli jasnosci - wlot do Bhutanu 200$, 3 dni pobytu 600$ [oplata za kazdy dzien pobytu - 200$], wylot 200$, wrazenia bezcenne, za reszte zaplacisz karta mastercard). Budynek ambasady iscie bhutanski, ozdobne smoki, kolory pomaranczowo-czerwone i niesamowity zapach unoszacy sie w powietrzu. Ugoszczeni zostalismy przez 2go skeretarza i po prawie godzinie rozmowy, dosc niepewnie powiedzial nam, ze do Bhutanu mozna wjechac w jednym miejscu za darmo pod warunkiem opuszczenia panstwa przed godzina 22.00 Bhutanie, nadchodzimy!