Przed przyjazdem do stolicy zachodniej Australii zahaczylismy o jeszcze dwa parki jeden Pinnacles Park, drugi w ktorym byly (w koncu!) koale. Szalone! Czasami nawet glowe odwrocily, ale w sumie caly ich dzien sklada sie z siedzenia w jednym miejscu, z mala przerwa na wprowadzenie eukaliptusa, ktory zawiera alkohol.
Perth. Wielka metropolia oddalona o tysiace kilometrow od innego wielkiego miasta, a przy okazji miejsce w ktorym dobrze sie zyje. Po brzegi wypelnione surferami, windsurferami, kite'owcami, rowerzystami itd., temperatury nie sa tragiczne, w kazdej czesci miasta - parki, zyc, nie umierac. Mieszkamy u Robercika, windsurfera z Polski, u ktorego chwilowo pomieszkuje juz jeden znajomy Janka. Popoludniami oni plywaja na dechach, my sie chillujemy, ale juz niedlugo - obowiazkowo jezeli chodzi o Australie - jedziemy walczyc na surfingu. Tutaj, nawet jak nic nie wieje - fale sa. Zawsze. Bedzie sie dzialo.