No i udalo sie spelnic kolejne marzenie z dziecinstwa.
Na miejsce dojezdzalismy na styk - pol godziny przed zachodem slonca. Niestety pogoda nam niesprzyjala. Niebo w duzej mierze zachmurzone, z malymi szansami dla Uluru na przyjecie nawet pojedynczego strzalu slonca. Miejsca do ogladania bylo sporo, poniewaz nie jest to sezon. 43 stopnie w cieniu potrafia skutecznie odstraszyc turystow. Po 20 minutach czekania... udalo sie! Przez chwile swiete miejsce Aborygenow podswietlone zostalo zachodzacym sloncem. Ciezko jest to opisac, wiec odsylam do zdjec. Po wszystkim nocleg na parkingu na srodku pustyni i rano o godzinie 6 wyruszamy na wschod slonca pod Kata Tjuta, skala oddalona o kilkadziesiat kilometrow. Jej najwyzszy szczyt jest wiekszy o 200m od Uluru, a sama bryla zdecydowanie ciekawsza. Jedyny problem, ze nie bylo to az tak swiete miejsce. Spedzilismy dwie godziny na robieniu zdjec (po 8 rano temperatura zaczyna przekraczac 40st C i sie odechciewa), odganianiu milionow much i robieniu jeszcze wiekszej ilosci zdjec.
A przed nami ponad tysiac kilometrow po szutrowej offroadowej drodze...