Alice Springs

Pierwszy raz od dawna udalo sie wyspac, pobudka kolo 10. Na zewnatrz 43stopnie, tragedia. Po poludniu udalo nam sie opuscic Adelajde i pojechalismy do Brossa Valley - do jednej z bardziej znanych dolin w Australii wypelnionych winnicami. Stad pochodzi min. Jacob's Creek :]. Maly tour de regionalne winnice polaczany z shoppingiem i w dalsza droge. Do srodka Australii - Alice Springs mielismy 1500km prostej drogi przez stepy lekko porosniete, porosniete troche bardziej i pustynne, z duzym naciskiem na te ostatnie. Co jakis czas mijalismy wyschniete jeziora, ktore razily biela dna wyschnietego zbiornika. Do jednego nawet wjechalismy :] (wypozyczalnia nie bylaby zbyt szczesliwa, ale 4WD zobowiazuje). Nastepny stop Coober Pedy - czesciowo opuszczone kopalniane miasteczko, w polowie wypelnione Aborygenami, siedzacymi pod kazdym mozliwym murkiem (zdjec nie ma, bo po pierwsze nie wolno - nie maja czasu przeszlego, ani przyszlego - jest tylko terazniejszosc, wiec jakiekolwiek "zatrzymywanie czasu" jest dosc trudne; po drugie - pierwszy raz w zyciu balem sie zrobic zdjecie. Nie sa zbyt przyjazni).
Gdy zrobilo sie ciemno, ciagle bylismy w drodze, a przed nami byly jeszcze dwie godziny jazdy wypelnione kangurami, krowami i innymi zwierzetami wlazacymi pod kola. Nocleg gdzies na pustyni z najlepszym na swiecie widokiem nieba. Do Alice Springs dojechalismy rano i... lekkie rozczarowanie. Miala byc cywilizacja na srodku pustyni, ale nie saddzilem, ze bedzie komercyjne centrum dla turystow. No coz... Stamtad podjechalismy do West Macdonell Rangers - fajne skalki, ale ciezko zalicza sie takie atrakcje przy 42 stopniowym upale. Nastepny stop - Uluru :]

Zdjęcia (24)

Komentarze (2)