Na wstepie uprzedzam - klasycznie malo zdjec z duzego miasta.
W Manili wyladowalem w samym centrum miasta w dzielnicy Makati. Zakwaterowanie: kanapa w pokoju goscinnym. Wyzywienie: po filipinsku - 5 razy dziennie. Rodzina, u ktorej mieszkam jest niesamowita. Trzy siostry z rodzicami, najbardziej goscinni ludzie jakich w zyciu spotkalem. Jezeli chodzi o mentalnosc Pinoy's (czyli Filipinczykow), to zachwycam sie od samego poczatku, ale oni sa esencja goscinnosci, zyczliwosci... W rodzinie robie za Bunso, czyli za mlodszego brata, ojciec jest Cuya (starszy brat - mowi sie tak do wszystkich starszych osob), a kobiety - Ate. Za kazdym razem, gdy wychodzi sie z domu na dluzej niz 15 minut, wypada przyniesc pasalubong, czyli jakis drobny prezent - czekolade, cukierki, owoce. Nie wiem jak wyglada sytuacja przy rocznym wyjezdzie z domu i moze lepiej nie wiedziec, bo sie nie wyplace do konca zycia.
Korki. Raz przez przypadek nie pojechalem "metrem", tylko skorzystalem z autobusu. Zdziwil mnie fakt, ze w telewizji w autobusie miejskim puszczali film. Wczesniej juz widzialem takie patenty, ale z reguly lecialy teledyski lub reklamy, czyli krotki metraz, a tu caly fim. Dziwilo mnie to do czasu... gdy skonczylem ogladac caly film, a jeszcze nie dotarlem do mojego przystanku. Wiec prosze nie narzekac na korki we Wroclawiu, tudziez innych miejscach, bo sa miejsca, gdzie jest gorzej.