Mabuhay! Czyli filipinskie witamy, pierwszy widoczny napis po przybyciu. Najbardziej goscinne panstwo w jakim bylem, ci ludzie sa niesamowici :] Nie majac pojecia co, gdzie i jak wsiadlem do autobusu, ktory jechal do Cubao (najsss). Stamtad "krotki" spacer do centrum, i poszukiwania kafejki internetowej, zeby skontaktowac sie ze znajoma, u ktorej mialem mieszkac. Po minucie stania i rozgladania sie wokolo, podeszlo do mnie w sumie 3 Filipinczykow oferujacych pomoc, oferowali nocleg, zwiedzanie miasta, transport - bajka. Po kilku godzinach spotkalem sie z Kate, u ktorej mialem nocowac, pojechalismy do jej znajomego do domu, a tam feta! Wielki obiad juz czekal na mnie, cala rodzina - kilkanascie osob i niesamowita atmosfera. Wszyscy mowia perfekt po angielsku (podczas zwyklej konwersacji, gdy przechodza na tematy biznesowe, przelaczaja jezyk na angielski), wszyscy spiewaja, tancza. :)))
Nastepnego ranka wstalismy o 4.30 rano, zeby pojechac do Batangas na wyspe. Klasycznie po filipinsku wyjazd przesunal sie o 4 godziny. Wyspa niesamowita, rafa niesamowita, ludzie niesamowici i wszystko niesamowite.
niesamowite.