Wrazenia z Kambodzy po dwoch dniach: ludzie o wiele milsi (nie wliczajac tych na granicy, gdzie wszyscy probuja oczukac. Wszyscy wliczajac umundurowanych sluzbistow), co 200 metrow znaki przypominajace, o tym, ze wszedzie dookola ciagle leza miny, hektary moczarow zarosniete kwiatami lotosu, naprwade dobre jedzenie na ulicy - tzw.street food i milion nowych dziwnych owocow.
Angkor Wat.
O 4 rano wypozyczylem rower i jeszcze w totalnych ciemnosciach przejechalem 8 km, zeby dostac sie na wschod slonca pod Angkor Wat - glowna swiatynie w calym kompleksie. Rzeczywiscie swiatynie robia niesamowite wrazenie, ale traca na uroku przez jeden czynnik. Turystow. Tysiace turystow, ktorzy smieca, wpychaja sie, klna, jedza na terenie swiatyn, krzycza, sa. Musze przyznac, ze miejsca takie, jak Palitana w Indiach albo Bagan w Birmie robily na mnie zdecydowanie wieksze wrazenie ze wzgledu na totalny brak turystow.