No dobra, przylecielismy i co dalej? Mialo byc dziko i z dala od Polski, ale pierwsza konwersacja, ktora przeprowadzilismy byla po... polsku. 9cio osobowa ekipa z roznych stron Polski przyleciala do Indii z tak samo niecnymi planami, co my, wiec postanowilismy na czas jakis polaczyc sily. W kupie cieplej. Calym stadem po dlugich pertraktacjach pojechalismy do centrum Bombaju, po drodze mijajac ludzi lezacych w rynsztoku, male dzieci bawiace sie na srodku ulicy, nedze, nedze i jeszcze raz nedze. Dosc szokujacy widok, szczegolnie dopiero co wyjechawszy z Finlandii. Wychodzimy z zalozenia, ze z takimi widokami trzeba nauczyc sie zyc, bo inaczej juz po kilku dniach trzeba bedzie sie pochlastac, a przeciez plany mamy ambitniejsze. Nocleg byl w syfiatym maym hosteliku, ale nadrabial lokalizacja - jakies 200m od India Gate, jednego z najwazniejszych zabytkow Indii. Najss. Z atrakcji, to zalapalismy sie na prom na pobliska swieta wyspe oraz Adam zostal gwiazda Bollywood. Smieszna sprawa, bo nie gral europejskiego blondyna, co to wyrywa sliczne hinduski w bangrowych teledyskach, ale zostal gosciem w lateksowym ubranku, co to reklamuje baterie. Badz co badz, portfel zostal wypchany banknotem 50$, wiec nie ma co narzekac. Tak czy inaczej nie jest to miasto marzen, wiec jak najszybciej, cala ekipa, stad spadamy!