Pomysl rodzil sie od dawna, ale zawsze stalo cos na przeszkodzie, a to wiek, a to kasa, a to studia. I w sumie prawie nic sie nie zmienilo poza podejsciem. Cos tam w glowie powiedzialo, ze wiek nie jest zadnym problemem, z kasa jakos da sie rade (moze praca w Australii, Nowej Zelandii), studia nie zajac, itd. W zdecydowanej mierze podejmowanie wielkich wyzwan (i nie ograniczam sie tym stwierdzeniem tylko do podrozy) lezy jak najbardziej w naszej mocy. W mocy tego co mamy w glowie, tego czy wierzymy, ze sie uda. No i ja uwierzylem.
Godzina zero - 13 sieprnia 2007, 16.00. Jazda, jazda, jazda!