Geoblog.pl    wpodrozy    Podróże    dookola swiata    krajobraz po terremoto
Zwiń mapę
2008
09
sie

krajobraz po terremoto

 
Peru
Peru, Pisco
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 62560 km
 
Po turystycznej enklawie na srodku pustyni, pojechalismy do czegos co kiedys bylo turystyczna enklawa, a teraz pustynia. Roznica jest. Rok temu, 18 sierpnia bylo tu trzesienie ziemi, ktore pochlonelo okolo 600 ofiar i zniszczylo 80% budynkow. Teraz przenosimy sie w pzryjemniejsze miejsce - pustynia Black Rock w stanie Nevada w USA, wielki festiwal (porownywalny z tym w Glastonbury w Anglii) - Burning Man. Dwa lata temu, po huraganie Katharina, na festiwalu tym zebrala sie grupa wolontariuszy, ktora pojechala pomoc w odbudowie Nowego Orleanu. I tak to sie zaczelo. Kolejny projekt grupy Burners Without Boarders (http://www.burnerswithoutborders.org) byl w Tajlandii, teraz przyszla kolej na Peru.
Nie wiedzac jeszcze o co w tym chodzi, postanowilismy z Kamila tam pojechac. Tak czy inaczej, nastepnego dnia mialem spadac dalej na polnoc, bo data powrotu do Europy zbliza sie nieublagalnie, a do przejechania jeszcze grube tysiace kilometrow. Do drzwi zapukalismy o 23.00, otworzyla przesympatyczna Peruwianka i powiedziala, ze o 8 rano jest miting i tam sie wszystko dowiemy. Nocleg kosztuje 5 soles, zarcie na caly dzien tyle samo. Generalnie chodzi o to, aby to wszystko jakos utrzymac, a zarazem nie przestraszyc nikogo, kto chcialby za darmo popracowac.
8.00 miting. Mniej wiecej 20-25 osob, z przeroznych stron swiata, kazdy wrecz emanuje przepozytywna energia. Jimi ze swoim cholernie amerykanskim akcentem i smiesznymi, choc czesto ciezkimi zartami, sprawnie powiedzial co sie danego dnia dzieje, porozdzielal funkcje i wszyscy do roboty. No dobra, zostane do lunchu, troche pomoge i spadam. Najpierw zostalem przydzielony do ekipy 'shitters', czyli budowa kibli publicznych, ale w koncu wyladowalem przy budowie szkoly. Zaczelo sie od noszenia wody ze studni (dziury w ziemi), bo z czyms trzeba zmieszac cement i piasek, potem byly taczki i wylewanie fundamentow pod pomieszczenia dla siedmio- i osmiolatkow. A zabawa konczyla sie na podniesieniu podlogi w kiblach w przedszkolu. I tu sie, tak naprawde, zaczela zabawa. Ladowalismy piach do wiader i wysypywalismy w budynku. W pewnym momencie zauwazylem, ze cos malego, w czarno-zolte paski wystaje z ziemi. Myslalem, ze to zakopana zdechla osa, bo w zyciu nie slyszalem o skorpionach w Peru. No wlasnie... Chwycilem w rece, po czym z nader niecenzuralnym okrzykiem sprawilem, ze maly delikwent wylecial przede mnie, tak daleko jak pozwalalo pomieszczenie. W sumie to neidaleko. Maly byl... Znowu 'no wlasnie', te male sa najniebezpieczniejsze. Tak to jest, jak ma sie szczescie zamiast rozumu. Na lunch w ogole nie wracalismy, bo bylo za daleko, tylko odwiedzilismy mala knajpke nieopodal, co by wspomoc lokalnych :]. Powrot o 18.00. Nieee, dzisiaj to juz bez sensu wyjezdzac, jutro po sniadaniu. Noc przy ognisku, z bebnem, gitara i genialnym towarzystwem. 'Jutro po sniadaniu' - pojechalem do Los Pescadores. Budynek budowany dla rybakow. Ma byc tam miejsce do spania, male muzeum, ktore ma ich uswiadomic, ze lowienie za pomoca dynamitu jest co najmniej tragiczne dla srodowiska, no i generalnie najwazniejszy dla nich spot w calej okolicy. Rozwalamy sciane! :] Mlociunio, mlot pneumatyczny (tak sie po polsku nazywa 'drill'?) i jazda! Fun byl, lapy odpadaly ze zmeczenia, o to chodzi, o to chodzi! Powrot na lunchu i rozterki jechac, nie jechac... Jechac, ale dalej do roboty! Miejsce to samo, robota podobna. Wieczorem kolejna impreza, jeden z ekipy zostal okradziony (cale Pisco jest uwazane za niebezpieczne - co chwile zdarzaja sie kradzieze, pobicia, gwalty, min. dlatego, ze rozpadlo sie wiezienie i mieszkancy tego przybytku szczescia zmienili lokum na plaze, gdzie obecnie jest totalny zakaz wychodzenia), ale ze byl to Jimi, skonczylo sie na dwoch paczkach szlugow. Kolejny dzien, z roznych wzgledow, zaczal sie dla mnie dosc pozno (herbata z lisci koki w minute stawia na nogi, polecam). Tak czy inaczej, zamiast w autobusie, wyladowalem pilujac blache i robiac stoliki na plac zabaw dla dzieciakow. Noc skonczyla sie o 5.30 rano, sniadanie, apel, szlifowanie i malowanie hustawek i tym razem ruszam w droge.

Niesamowita sprawa w tej organizacji jest fakt, ze KAZDY moze wyjsc z wlasna inicjatywa i to po prostu zrobic. Tak sie stalo z 'shittersami', tak sie stalo z placem zabaw, tak sie dzieje z Los Pescadores. Co prawda projekt zamykany jest w rocznice kataklizmu, czyli za 10 dni, ale w tym momencie otwarte zostanie Pisco Sin Fronteras, czyli kontynuacja tego z duzym udzialem ludzi lokalnych. Jak ktos by chcial wesprzec, to numery kont na pewno sa na stronie, a wiem, ze kasa rozporzadzana jest dobrze i leci na niesamowicie dobry cel.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (8)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
carlosbs
carlosbs - 2008-08-09 10:58
Kolejne swietne przedsiewziecie i, nie ukrywajmy tego, kolejna umiejtnosc w CV :P
 
Agatka K.
Agatka K. - 2008-08-14 11:37
to może mi pomożesz kiedyś w przyszłości w urządzaniu mieszkanka...? ;) BUZIAK
 
dargur
dargur - 2008-08-14 23:10
No, Kubus. Gratulacje!!! Dzisiaj strzelil Ci okragly roczek "wpodrozy". Niezly wynik.
Wracaj zdrowo i szczesliwie. Czekamy.
 
 
wpodrozy
kuba gurdak
zwiedził 13.5% świata (27 państw)
Zasoby: 87 wpisów87 382 komentarze382 1408 zdjęć1408 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróże
15.08.2007 - 09.12.2008