Sie turystycznie porobilo... Tak czy inaczej warto. Z Cuzco transport prosto do Nazca, sniadanie z lokalesami, zostawiamy plecaki i ja lece na lotnisko zalatwiac lot. Tylko takie rozwiazanie ma sens. Generalnie wszyscy gringos uderzaja do jednej z wielu agencji w miescie placac 20$ wiecej, ale problemem jest nie to, lecz fakt, ze agencje tak na prawde nie maja swoich miejsc, tylko z lista 'swoich' pasazerow uderzaja na lotnisko probujac upchnac ludzi tam, gdzie sie da. A jak sie nie da, co tez jest czesta praktyka, to delikwent czeka na dzien nastepny. Tak czy inaczej godzina 13.00, siedze w samolocie. Lot ma trwac 30 minut, zostalosmy poinformowani o tym, co zobaczymy, ale nie padlo ani jedno slowo o tym, ze pilot jest locissimo krejzolem. Zobaczylismy wszystko, wlaczajac w to 2 z 5 pasazerow rzygajacych, gdy pilot krecil spirale pod katem 90stopni. Zdjec w tym czasie, niestety, nie robilem, walczac takze o przezycie. Fajnie bylo.
Skad sie wziely linie Nazca? No, ktos je wykopal w ziemi (10-30cm), miedzy 200 rokiem BC a 700 AD. Po co? Nie wiadomo - najbardziej wiarygodna hipoteza - po to, by pokazac bogom, ze 'tu jestesmy'. Generalnie jest tam na tyle sucho i bezwietrznie, ze zostawiony tam slad, po prostu jest. Wiec rozsadni Peruwianczycy puscili przez sam srodek pola archeologicznego Panamericane - najwazniejsza droge w Ameryce Poludniowej.
Wieczorem spotkalismy Rubena - goscia z Isli del Sol, wiec pobyt znowu sie przedluzyl - wieczor przy ognisku z bebnami, gitara i jakimis dziwnymi instrumentami. Najsss. Nastepnego dnia, po poludniu ja pojechalem do Huacachiny (oaza kolo Ica), Kamila miala dojechac pozniej.
----------------------------------
Miejsce dosc niesamowite - dziura z woda w wielkiej piaskownicy. Wydmy maja po kilkaset metrow wysokosci i ciagna sie kilometrami, a pomiedzy nimi ukryte jest jeziorko (dosc syfiaste) dlugosci 300m, a wokol niego turystyczna mekka. Nocleg znalazlem za 8 solesow w kwaterach dla lokalnych + artystow. Pobudka z samego rana, sniadanie i od razu zalatwianie dechy. Ci nieswiadomi skapia 10 solesow (7,20zl) i jezdza na dechach wyrznietych z plyty plyty pilsniowej, do ktorych doczepione sa strapy z surfingu. Po sniadaniu wracalem do siebie z, jak to oni mowia, 'profesjonalna decha' - stara deska snowboardowa, z przyzwoitymi wiazaniami i calkiem niezlymi butami. Roznica kolosalna, bo jest czucie deski, czyli da sie nie tylko jechac w dol. O 16.00 mialem sand-boogie - pojazd ktory wozi po wydmach, ale mimo to mialem na tyle samozaparcia, zeby dwa razy wlezc na wydme nad pueblem (pol godziny po piachu w gore). Jaki to jest fun!!! Pozniej spotkalem sie z Kamila, wpisalismy ja na liste i razem pojechalismy w pustynie. Kosmos. Juz w Australii, z Jankiem, szukalismy czegos takiego, ale jedyne co nam proponowali to zjazd na dupie na czyms co przypominalo jabluszko. Tak czy inaczej, jestem tu i jest naaajlepiej. Rzecz, ktora trzeba bedzie powtorzyc.
Zdjecia z tego beda, jesli znajomi Anglicy podesla. W przeciwnym razie sorry. Przezornie aparatu nie bralem, ale zaopatrzylem sie w muzyke. Glupio, bo juz muzyki nie mam. Piasek.
Nastepny przystanek Pisco.