Sie pozmienialo. Po pierwsze wyladowalismy w Arequipie z zamiarem pokazania jak to sie raftinguje i po raz kolejny przyszlo nam plugawie zaklac na zime, czyli pore sucha. Poziom wody w kanionie Colca jest tak niski, ze jedynym sportem ekstremalnym, jaki przychodzi mi do glowy, jest splyw w detce, bo mozna sobie niezle tylek obic. No, nic tu po nas. Jedziemy do Cuzco spotkac sie z Baskami - mamy dobry pretekst - maja recznik Kamili. Nie. Nie jedziemy do Cuzco, kolejna zmiana planow. Wracamy do Boliwii, poniewaz Kuetowi ukradli paszport i nie ma jak wjechac do Peru. Z rana, tym razem z tego prawdziwego rana rano, wyruszamy do Puno, gdzie przeciagnelo nam sie na tyle, ze nie dosc, ze nie udalo sie zaliczyc floating islands, to jeszcze na granice dojechalismy grubo po tym, jak zrobilo sie ciemno. Granica zamknieta, 'prosze przyjsc rano'. Jak to rano??? Baski zostaja tam tylko jedna noc, a jakis policjant mi mowi, ze 'mañana'. Po przyzwoicie krotkiej namowie zgodzil sie nas wpuscic pod warunkiem otrzymania takiego samego pozwolenia po stronie Boliwijskiej. Jako ze szczescie jak zwykle nam dopisywalo, byl zaspany policjant, mamy wrocic po pieczatki rano. A poki co Polaco clandestino! Spotkanie - jak zwykle urodziny Jorge :], ale niestety ekipa w 2/3 sie zsalmonellila, wiec bylo nad wyraz kulturalnie. Rano lekko spoznieni wpadlismy na granice, przeszlismy od razu na strone Peruwianska, policja, migraciones, Boliwia - powtorka z rozrywki i juz legalnie, po godzinie wpakowalismy sie na Kaczora Donalda na jeziorze Titicaca. Mial byc labadz, ale Donald wydawal sie bardziej absurdalny. Wieczorem mega chill out w jednym z bardziej ciekawych lokalikow i nastepnego dnia jazda do Puno.
A tam poniekad mila niespodzianka - pierwsze chmury od tygodni. Wraz z kilkunastoma Peruwianczykami zalapalismy sie na jedna z ostatnich lodek na 'plywajace wyspy', wiec arriba. Uros - plemie zamieszkujace 42 zrobione z trzciny wyspy, juz wieki temu wyizolowalo sie w ten sposob, aby nie zostac podbitym. Obecnie w prawie 100% utrzymuja sie z turystyki, sprzedajac wiklinowe lodki, ubrania i przedmioty z ceramiki (swoja droga ciekawe jak tam to wypalaja :] ).
Wieczorem, gdy wsiadalismy do nocnego busa do Cuzco, spadla pierwsza od jakichs 2 miesiecy kropla deszczu . Praise the lordaaa! W Cuzco poza zrobieniem prania, zjedzeniem kolejnych najlepszych sniadan na swiecie, udalo mi sie tez spotkac czesc z artesanosow z Isla del Sol. Najsss.