Naaajnudniejsza trasa na swiecie. Mialem piec dni, zeby dojechac do Melbourne (3700km) - 750km dziennie - da sie zrobic. Atrakcje pierwszego dnia byly naprawde niezle - po pierwsze cale niebo praktycznie po raz pierwszy od miesiaca zasnulo sie chmurami i lekko zaczal padac deszcz, najsss; po drugie Wave Rock - skala w ksztalcie wielkiej fali - zrobila spore wrazenie. I to by bylo na tyle.
Nastepnego dnia wyjechalem z samego rana (po raz kolejny obudzony przez straznika parku) z nadzieja, ze przez kolejne 3000km podwioze niejednego autostopowicza. Nadzieja... Jedyne co mi pozostalo, to sluchanie wkolo tych kilku plyt, ktore w ostatniej chwili nagralem oraz docenienie (a przynajmniej proba) tego co bylo na zewnatrz, czyli:
-pustkowia porosniete
-pustkowia nieporosniete
-pustkowia porosniete + rozjechane kangury wzdluz drogi
I tak praktycznie caly czas. Milo sie zrobilo, gdy pojawily sie znaki - uwaga: wielblady, strusie, kangury i wombaty. Kolejna mila niespodzianka - po przejechaniu 250km zorientowalem sie, ze zostawilem komorke na stacji, no wiec jazda spowrotem. Na miejscu, okazalo sie, ze facet, ktory znalazl moj telefon, jest Polakiem, ale wyjechal do Australii jeszcze jako dziecko. Wspolna herbata, i dalej w droge.
Przyjaciele naszych przyjaciol sa naszymi przyjaciolmi, wiec przez takowych zostalem przenocowany w Adelajdzie. Cala noc spedzona na gadaniu min. o strasznie dziwnym jedzeniu w roznych zakatkach swiata (tzn kto co obrzydliwego zjadl) i z samego rana wyjechalem w ostatni odcinek do Melbourne. W sumie przejechalem 4200km mijajac innych co kilka-kilkanascie kilometrow.
Do Sydney wyruszylem stopem. Znowu z plecakiem z tylu, wystawionym kciukiem w gore. Powrot normalnosci. Ludzi, ktorzy mnie zabierali zaliczaja sie do dziwnych, ale do dziwnych w kategorii "pozytywni". Szczegolnie ostatni stop. Zostalem sie zapytany czy umiem prowadzic, po czym pani kierowniczka poszla spac, a ja w samotnosci przejechalem starym "ogorkiem" 500km, ktore dzielily mnie od Sydney.
W samym Sydney mieszkam na podlodze u znajomych z Laosu i jestem w trakcie poszukiwania pracy. Ogolnie wszystko sie fajnie poukladalo i wszystko wskazuje na to, ze troche tu posiedze, zeby zarobic na Ameryke Poludniowa. :]
I jeszcze raz wieeelkie dzieki za wszystkie glosy (juz prawie 200!), ale walczymy dalej!!! Przekazcie info o konkursie rodzinie, znajomym. Po powrocie w ramach splacania dlugu, bedzie jakas wystawa albo cos... :]